- Przelewy24 { Kanały płatności dostępne w tym momencie: Portfel MasterPass, Karta płatnicza, Karta płatnicza, V.me, Bank BGŻ, Bank Millennium, Bank Ochrony Środowiska, Bank Ochrony Środowiska, Bank PEKAO S.A., Banki Spółdzielcze, Santander - Przelew24, Credit Agricole, Deutsche Bank, E-SKOK, e-transfer Pocztowy24, eurobank, GetIn Bank, GetIn Bank, Idea Bank, mBank - mTransfer, mBank - mTransfer, mBank - mTransfer, ApplePay, MeritumBank Przelew, MultiTransfer, Płacę z Alior Bankiem, Płacę z CitiHandlowy, Płacę z IKO, Płacę z Inteligo, Płacę z iPKO (PKO BP), Płacę z iPKO (PKO BP), Płacę z Plus Bank, Płacę z Plus Bank, Płać z ING, Płać z ING, Podkarpacki BS, Przelew z BPH, Raiffeisen Polbank, BNP Paribas Płacę z żółty online, T-Mobile Usługi Bankowe, Toyota Bank, Volkswagen Bank, Getin Bank, BLIK, Google Pay, eBGŻ, Noble Pay, Open Pay, Płacę z IdeaBank, Płacę z IdeaBank, Nest Bank, P24now, Użyj przedpłaty }
Koszt systemowy:Opłaty wysyłkowe/dystrybucyjne:- Wydruk własny biletów
- opłata za pierwszy i każdy następny bilet 0,00 zł
Koszt operacyjny:- do ceny biletu zostanie doliczona opłata serwisowa nieprzekraczająca 5% wartości zamówienia. Szczegółowa wartość będzie podana w ostatnim kroku procesu zakupowego PRZED dokonaniem płatności.
Wpłat należy dokonywać po otrzymaniu maila potwierdzającego dokonanie rezerwacji! (Nie dotyczy płatności za pośrednictwem systemu Dotpay)
Nazwa sprzedawcyPiotr Walczuk EventsAdres :os. Zygmunta Starego 13/2460-684 Poznań
King Dude „Childhood of the Devil’s Tongue”
5.03 Pod Minogą/Poznań
Bilety w przedsprzedaży w Portalu KupBilet.pl, salonach Empik, punktach STS i innych punktach sprzedaży KupBilet.pl
King Dude (prawdziwe nazwisko - Thomas Jefferson Cowgill) to amerykański muzyk wykonujący muzykę z rewirów neofolk, dark folk i gothic country. Muzyka tworzona przez niego to ponure dźwięki wzbogacone o głęboki głos wokalisty. Teksty często dotyczą tematyki śmierci i bólu. Współpracuje blisko z Chelsea Wolfe, która użyczyła swojego głosu w utworze My Mother Was the Moon. Zespół wydał też split z blackmetalowcami z Urfaust.
King Dude ma na swoim koncie 5 albumów oraz cztery EPki. Jego pierwsze wydawnictwa, takie jak "My Beloved Ghost" czy album "Love", przywołują na myśl tradycyjny gitarowy neofolk z pod znaku Death in June. Dopiero od albumu "Burning Daylight" Cowgill zaczął eksperymentować z nowymi środkami, wplatając do swojej muzyki elementy gotyckiego country, przywodzącego na myśl dokonania np. Woven Hand. Gdy dodamy do tego niezwykle unikatową barwę głosu wokalisty, która wielu kojarzy się z głosem Michaela Giry ze Swans, otrzymujemy naprawdę wyjątkowo mroczny i niepokojący klimat.
Jego ostatni album “Songs of Flesh & Blood - In The Key of Light” ukazał się w czerwcu 2015 nakładem Not Just Religious Music.
Ścisła współpraca Cowgilla z Chelsea Wolfe pozostawiła swój ślad. Starczy posłuchać fortepianowej, minimalnej wielce kompozycji, jaką jest "You Know My Lord" – numer ten, jeśliby podmienić wokal – spokojnie mógłby znaleźć się na jej, nie jego, nagraniu. Zamykający album "Silver Crucifix" z kolei zdradza pochodzenie Cowgilla – Seattle – gitarka chodzi tu jak – nie przymierzając – w "Disarm" Smashing Pumpkins, i dopiero kiedy wchodzą parapety i charakterystyczny motyw na basie, trafia nas, że brzmi to jakby Corgan wstąpił w szeregi Death in June. "Death Won't Take Me" z kolei zdaje się jakby podpatrzony u Rome. Miejscami pojawiają się też mocno falowe czy wręcz post-punkowe akcenty – otwierający album "Black Butterfly" spokojnie mógłby trafić na "The Guilty Have No Pride", a od biedy nawet stanąć obok "Ever Fallen in Love" Buzzcocksów. Cowgillowi zdarza się też schodzić w jeszcze niższe wokalnie rejestry niż dotychczas, co z kolei budzi skojarzenie z kolegami z Dead Western i ich lansem na upiornych amiszów, albo może – bliżej – Zebulonem Whiteleyem z Sons of Perdition, bo i Dude momentami podobnie do SoP buja. A jak kto Dead Western i Sons of Perdition nie zna, to niech nadrobi albo pomyśli sobie "Cowgill brzmi trochę jak Gira".
W ostatnich miesiącach w wywiadach King Dude szeroko mówił o tym, że to jego najbardziej osobisty krążek, że nagrywanie go prawie go zabiło oraz że z owego doświadczenia wyszedł silniejszy. Nie znoszę czytać takich farmazonów, bo pachną lansem na zranionego barda i nie sposób ich zweryfikować. Poza tym emocje – jeśli były – mają się bronić w samej muzyce, a nie tak, że trzeba je na wsiaki słuczaj suflować we wszystkich muzycznych szmatławcach. Tu na szczęście nie trzeba, bo na "Songs of Flesh & Blood" słychać je doskonale. Inny plus albumu, to fakt, że w odróżnieniu od poprzednich dokonań Dude'a, tu klimat zmienia się jak w kalejdoskopie. Cowgill okrzepł tak jako songwriter, jak i wykonawca, i coraz mocniej czuje się w coraz szerszej palecie środków wyrazu. No i okładka. Odważna, czy raczej buńczuczna. Chamska wręcz. Jak Johnny Cash z gitarą i w brokatowym odzieniu schodził do piekła Las Vegas, tak Cowgill w pelerynie podprowadzonej śp. Christopherowi Lee z owego piekła Las Vegas schodzi do zupełnie prawdziwego piekła. Bardzo dobre. Oby tak dalej, panie Cowgill, oby tak dalej.